Ostatni
raz rozmawialiśmy na klatce schodowej wczesną jesienią zeszłego
roku: - Bardzo rzadko pana ostatnio widuję - powiedziałam. - A bo
to już nie ten wiek, ani to zdrowie. Dziewięćdziesiątka na karku.
- odpowiedział – Ale za dwa tygodnie głosować w wyborach do
sejmu całą rodziną pójdziemy. Bo trzeba poprzeć tę dobrą
zmianę, prawda? - spojrzał na mnie badawczo, starając się
przeniknąć wyraz mojej twarzy, starając się odczytać z niej, czy
będę głosować tak samo. - Tak, ja głosuję tak samo. -
odpowiedziałam zbudowana jego postawą, ale też zdziwiona, bo nie
przypuszczałam, że on i cała jego rodzina głosują tak jak ja. W
ogóle w naszej kamienicy nie rozmawiamy o polityce, więc na dobrą
sprawę nie wiem, jak głosują moi inni sąsiedzi.
Mój
sędziwy sąsiad zmarł prawie tydzień temu. Od chyba dwóch lat nie
żyje też leciwa znajoma pani doktor, której pięć lat temu
pomagałam dojść do lokalu wyborczego, żeby mogła oddać głos w
wyborach prezydenckich. Tak wtedy o tym pisałam: „Jeśli przejdę
szybko, nie zdąży poprosić mnie o pomoc. Wiem, że potrzebuje
pomocy, widzę to w jej wzroku. Bardzo spieszę się, ale nie mogę
nie zatrzymać się. Poza mną nie ma nikogo w pobliżu. A nawet
jeśli byliby tutaj inni ludzie, czy ktoś zauważy prośbę w jej
oczach? Wyludnione śródmieście w niedzielne popołudnie. Właściwie
jest tutaj jeszcze jedna osoba. Ta, która mnie wspiera. Od pewnego
czasu na otwartych przestrzeniach nie mogę poruszać się sama. W
tej chwili jest ona tak bardzo dla mnie, że traktuję ją jako część
mnie. Co zrobię ja, zrobi moja opiekunka.
Wystarczyło,
że stanęłyśmy na wysokości ławeczki, żeby pani doktor sama nas
zagadnęła: - Gdzie jest ten lokal wyborczy? Już nie mam siły tam
dojść. Za dużo dzisiaj chodziłam. - Moja pierwsza myśl: nie mam
czasu. Moja druga myśl: ciekawe, na kogo chce oddać głos. Duda czy
Komorowski? Dawno temu, w latach osiemdziesiątych dwudziestego
wieku, była sympatykiem, a może nawet członkiem, Solidarności.
Ale teraz to o niczym nie świadczy”. [Jestem z wiochy]
Doszłyśmy
wtedy do lokalu i zgodnie oddały głosy. Wygrał Andrzej Duda.
Niedługo po ogłoszeniu wyników całkiem niespodziewanie dzwoni do
mnie koleżanka z dzieciństwa, obecnie mieszkająca w innym mieście,
doskonały prawnik: - Słuchaj, to chyba zadziałał Duch Święty! -
z ekscytacją w głosie komentuje wynik wyborów. Milczę przez
dłuższą chwilę, bo po pierwsze nie kojarzę mojej dawnej
koleżanki z aż taką wiarą, a po drugie, nie sądziłam, że
właśnie ona będzie głosować tak jak ja. Jakiś czas później
mam okazję porozmawiać osobiście z nią i jej mężem. Zadziwiona
jestem ich oceną aktualnej sytuacji na polskiej scenie politycznej,
a mówiąc bardziej precyzyjnie tym, jak bardzo zgodna jest ona z
moją oceną. Pisząc teraz te słowa mam sporą pewność, że za
dwa dni również będziemy głosować tak samo. I mam nadzieję, że
przez ostatnie pięć lat Duch Święty również swoich poglądów
nie zmienił.
26.06.2020
.