Centralna
ulica miasta, przy niej kamienica secesyjna, a na piętrze kamienicy
mieszkanie z dużym wykuszem zawieszonym nad chodnikiem. Ktoś kiedyś na
środku zewnętrznej ściany wykuszu głęboko w murze osadził metalowy
uchwyt na drzewce, aby i flagę można było nad ulicą zawiesić. Kiedyś, to
znaczy na początku dwudziestego wieku, kiedy ten ktoś, a był nim
miejscowy baumeister, budował dla siebie ten dom.
*
Jakie barwy nosiła flaga wywieszana wtedy z okna na piętrze? Czy były to równoległe pasy cesarskiej czerni, bieli i czerwieni, które
z latami na prawie całą flagę rozlały się czerwienią, zostawiając na
środku niewielki biały krąg, w którym znalazła miejsce czerń ukośnego
krzyża o czterech ramionach zagiętych w jedną stronę?
W
dwudziestego wieku połowie, po zakończeniu światowej wojny, w
opuszczonym mieszkaniu na piętrze zjawił się mój ojciec, następnie
zamieszkała tam moja matka, a w końcu pojawiłam się w nim ja. W oknie
natomiast zawisła Biało-czerwona. Jednak kiedy przyszłam
na świat, już nie wywieszano jej w trzecim dniu maja. Zakazano czcić ten
dzień, a nazwę nieodległej ulicy, upamiętniającą pierwszą europejską
konstytucję, zmieniono nazywając ją imieniem komunisty, którego od
kryminalisty niewiele dzieliło.
Natomiast
nakazano okna zdobić w pierwszym dniu maja. Moje miasto robiło się
wtedy czerwone, czyli w rzeczy samej takie, jakie w powojennej
rzeczywistości zawsze było. Wśród powodzi czerwieni, w pierwszomajowych
pochodach Biało-czerwoną też niesiono. Gdy jako uczennica
stawiałam się na miejscu obowiązkowej zbiórki poprzedzającej pochód,
moją główną troską było nie dać włożyć sobie do ręki czerwonej
szturmówki.
Za oknem naszego mieszkania, pod którym co roku maszerował pierwszomajowy pochód, również nigdy nie zawisł czerwony sztandar. Biało-czerwoną
zaś zawsze wywieszał ojciec. Nasza domowa flaga była dużą płachtą
uszytą z dwóch kawałków płótna wziętych z poniemieckich sztandarów, na
której do dziś widoczny jest cień swastyki. Płótno przymocowane było do
zdobnego czarnego drzewca pozostawionego po wojnie przez niedawnych
niemieckich mieszkańców miasta.
Kiedy
zabrakło ojca, raz czy dwa flagę wywiesiłam ja. Niedługo potem moim
drugim sztandarem stał się szereg przytulonych do siebie czerwonych
liter na białym tle, układających się w słowo Solidarność. A potem nad moją ojczyzną ponownie zapadł mrok.
*
Nie pamiętam, kiedy zdemontowałam rodzinną Biało-czerwoną.
Nie pamiętam, kiedy wysłużony kawałek dwukolorowego płótna oddzieliłam
od drzewca. W stanie wojennym - w geście protestu - nie świętowało się
pospołu z ciemiężycielami narodu. Może to wtedy było? Władze reżimowe
natomiast zaczęły umieszczać swoje flagi również w takich osieroconych
uchwytach, jak ten pod oknem mojego mieszkania.
Pewnie
ze schyłkowego okresu peerelu pochodzi ułamane drzewce, które odkryłam
uwięzione w metalowym uchwycie, gdy trzy tygodnie temu - po wielu latach
- postanowiłam wreszcie uporządkować sprawę flagi. Jakiś peerelowski
pracownik służb miejskich kiedyś tak skutecznie zaczopował wieszaną
szturmówkę, że potem musiał ją siłą wyłamywać.
Powojenna Biało-czerwona
od lat spoczywa na dnie kufra. Jej następczyni przez lat wiele czekała
obok niej na swój czas. Niedawno zmobilizowałam się, kupiłam odpowiednie
drzewce i umieściłam na nim sporą płachtę uszytą z dwóch kawałków
nylonu. Do nylonowej bieli i czerwieni dodałam aksamitną czerń kiru, za
oknem zamocowałam nowy solidny uchwyt i umieściłam w nim flagę - w
przeddzień pogrzebu Prezydenta Kaczyńskiego.
Biało-czerwona. Dzisiaj, w drugim dniu maja, również łopoce za oknem, i jutro łopotać będzie. Skąd
wzięły się te kolory? Czytam, że barwy te zostały po raz pierwszy
uznane za narodowe podczas obchodów pierwszej rocznicy uchwalenia
majowej konstytucji: Damy
wystąpiły wówczas w białych sukniach przepasanych czerwoną wstęgą, a
panowie nałożyli na siebie szarfy biało-czerwone. Nawiązano tą
manifestacją do heraldyki Królestwa Polskiego – Białego Orła na
czerwonej tarczy herbowej.
*
A
ja z wczesnej młodości pamiętam pewien wiersz. To znaczy, wiersza w
ogóle nie pamiętam. Nie pamiętam też nazwiska autorki - poetki czasu
międzywojnia. Jedyne, co wbiło mi się w pamięć - a może bardziej w serce
- to obraz biało-czerwonych bandaży otulających rany walczących o naszą
wolność. Zakrwawiony bandaż - biało-czerwona flaga mojej ojczyzny. [Jeszcze Polska]
Dzień Flagi, 2 maja 2010
POSTSCRIPTUM: oto los, który kilka lat później podzieliła wspomniana w notce pamiątkowa powojenna polska flaga z cieniem niemieckiej swastyki na jej czerwonej części: "Z przodu natomiast, przede mną, jest muzeum, w którym od pewnego czasu znajduje się coraz więcej przekazywanych przeze mnie pamiątek organizacyjnych oraz rodzinnych, a do których pewnie z czasem zaczną również dołączać moje pamiątki bardziej osobiste." Więcej: [Z tyłu liceum, z przodu muzeum]
.